Jak wyglądała Wasza Ostatnia Wieczerza ..
Strona główna › Fora › Metody leczenia › Po operacji › Jak wyglądała Wasza Ostatnia Wieczerza ..
- Ten temat ma 2 odpowiedzi, 2 odpowiedzi, a ostatnio został zaktualizowany 11 years, 3 months temu przez
uzytkownik42.
-
AutorWpisy
-
16 grudnia 2011 o 01:23 #47475Jak wyglądała Wasza Ostatnia Wieczerza ..
..przed zabiegiem ?Temat ten zakładam dla osób, które chciały by opisać, jak wyglądał dzień przed zabiegiem, i dzień samego zabiegu.
Jakie zwyczaje panują w danym szpitalu – kiedy się ostatni raz je, czy stosują znienawidzony przez niektórych wlew na oczyszczenie żołądka, czy dają coś na prawdę mocnego przed spaniem, i czy rano dają “głupiego jasia” – a jeśli tak, to czy on faktycznie na Was zadziałał ?Temat traktuję humorystycznie – może nic się z niego nie wykluje, a może ktoś będzie miał jakąś ciekawą historię do opowiedzenia.
Zapraszam 🙂Moderator/pacjent16 grudnia 2011 o 09:13 #50495przed operacją majową w akademii gdańskiej zostałem przyjęty na oddział i wpierw otrzymałem pryczę 😉 w następnej kolejności wywiad pielęgniarski pobieranie krwi do analizy. odnośnie rozmowy z lekarzem ,to tak ,rozmawiał ze mną jakiś młody lekarz ale nie mój operator dziwne to było dla mnie, w sumie nic nie opowiedział tylko sprawdzał jak mocne są dolegliwości , na koniec dodał że wstawią implant i mogą być powikłania zakażenia rdzenia kręgowego ale mam się tym nie martwić bo bardzo szybko to się leczy antybiotykami. i tyle odnośnie rozmowy z neurochirurgiem. na kolacje nic w sumie się nie jadło już i aby do rana , nie dano nic na przeczyszczenie. Na drugi jaki wzorowy obchód był wpadło do sali paru lekarzy w tym ordynator (mojego nie było) ordynator podszedł do mojego łóżka przeczytał nazwisko z karty stwierdził głośno że mnie nie zna i zrobili wypad z sali , sami pomyślcie co miał na myśli i jak to wszystko działa .dzień wydłużył się czas oczekiwania na operację , miała być na 10-11 a wyjechałem z sali po 15. skończyła się po 18 przywieziono mnie do sali na której już leżałem z 3 panami, położono mnie na łóżku golusienkiego i po sprawie;) gyby nie rodzina i mnie nie ubrała to bym tak se leżał i czekał nie wiadomo na co ;). były kroplówki z p bólowymi , przyszedł operator do mnie i się pytał jak się czuje a ja do niego że drętwieje mi noga lewa czyli ta która nigdy nie bolała plus prawa która zawsze bolała przestraszyłem się okrutnie. powiedział że tak może być mineła noc. Na następny dzień przyszedł neurochirurg popytał i wysłał na rtg żeby sprawdzić jak implant jest ułożony, odnośnie bólu to nie było tak mocnego gdyż byłem “naćpany” p.bólowymi. postawili na nogi ,wypisał pas lędźwiowy ,papiery ,recepty z antybiotykiem i ketonalem i co ? i do domu o 12 nie źle co nie? 18 godzin po zabiegu i kop w tyłek bo już czekał ktoś na moje miejsce, karetką do domu na leżaku.
inaczej sprawa wyglądała przed zabiegiem poprawkowym w elblągu w sierpniu
zostałem przyjęty na odział dostałem prycze wywiad pielęgniarski no i lekarski, na rozmowę zaprosił mnie mój neurochirurg-operator do którego się zgłosiłem i nieważne że jest ordynatorem. Zrobił dogłębny wywiad opowiedział co i jak jasno i klarownie, na obiadek tylko zupka na wieczór czopeczek na przeczyszczenie i pozniej chwila posiedzenia w ciszy i zadumy na żywotem człowieka 😉 noc przeleciała ok 12 na operację.
przebudziłem się jak już byłem na oddziale zostałem umieszczony na osobnej sali pooperacyjne gdzie leżało nas tylko 3 i nikt nie miał prawa z poza oddziału tam wejść nawet rodzina, nie byłem goły , ubrano mnie nawet patrze że gatki mam;) zdziwiło mnie to pózniej się okazało że do operacji nie ściągają gatek bo tak wprowadził poprzedni stary dobry ordynator że godność ludzka też jest ważna nie tylko zabieg. na drugi dzień był obchód i tak jak każdego dnia chodzą wszyscy a na czele ordynator i nie ma to że nie znam tylko każdy pacjent jest ważny i dla każdego mają czas porozmawiać zapytać. Moj operator opowiedział co znalazł po otwarci w środku i co zrobił. dwie doby poleżałem na tej specjalnej sali a pozniej na inną zostałem przeniesiony gdzie leżałem 6 dni nie chciał mnie wyrzucić na siłe do domu aby łóżko się zwolniło tylko sam powiedział żebym się nie wyrywał do domu na weekend bo tutaj na miejscu mam opiekę w razie czego można natychmiast badania zrobić jak cośka źle się działo a dlatego tak powiedział bo mnie nogi bolały, po weekendzie przeszedł ból . przed wypisem zdjęto mi szwy łącznie byłem tam 9 dni. “Głupiego Jasia ” dają jakoś godzinę przed oj działa okrutnie;) stan całkowitej obojętności 😉Za tą wiadomość podziękował(a): uzytkownik42116 grudnia 2011 o 17:53 #50496KBK Zakopane. Operacja endoskopowa. Przyjazd, zakwaterowanie. Torba “trochę” za ciężka żeby ją nieść, w zasadzie jakby ważyła 0.5kg też by była za ciężka. Nawet jakby miała kółka to by była za ciężka.
Badanie, bardzo fajne i dostosowane do ortopedii/kręgosłupa formularze – nie wiedziałem wcześniej że takie istnieją, miła atmosfera, miłe przyjęcie. Jest miło 🙂 Skoro proszą o podanie wszystkich objawów w formularzach, to znaczy że jest w dodatku dobrze.
Kilka dni czekania na oddziale. Badania krwi, rtg, itp. Ból taki, że się nie chciało z łóżka ani z pokoju wychodzić. Zresztą po doświadczeniach z innego szpitala, miałem silne założenie, że z pokoju lepiej nie wychodzić, bo poza pokojem może być nieciekawie.
Ogromnie miłe zaskoczenie, że łazienki są zaraz przy pokojach, że się nie stoi w kolejce na korytarzu do zbiorowej łazienki przez pół dnia, że się da wykąpać kiedy się chce, że są klamki w łazienkach, i że są klamki w oknach (w lokalnym szpitalu w którym byłem wcześniej – nie ma, a do okien nie wolno podchodzić, niezależnie od oddziału, a do łazienki ogromnie ciężko się dostać, bo są 2 na oddział), i że można sobie okno otworzyć. Chyba dobrze trafiłem !! Jest cywilizacja.
Jakkolwiek ogromnie dziwne uczucie – po pracy w szpitalach leżeć jako pacjent na oddziale. Wszystko się kojarzy z pracą – stelaże na suficie, kasetony, oświetlenie, przyzywówka, trasy kablowe, panele, zamek na szyfr, czujki ruchu w holu. Strasznie nieswoje uczucie, że jestem w pracy a sobie leżę. Nie ma okablowania strukturalnego przy łóżkach – trochę szkoda. Jest jakieś jedno gniazdko LAN w pokoju, trzeba będzie załatwić patchcord i sprawdzić czy przydzieli adres i wpuści do internetu. W szafce pod sufitem coś brzęczy i denerwuje w nocy, ale nie wierzę że tam ktoś wstawił komputer z zepsutym wentylatorem.
Parę dni nudy, nie wiadomo co się dzieje. Badania. Trochę strach, ale najważniejsze pozbyć się w końcu bólu, więc głównie radość, że rok cierpienia się w końcu skończy.
Nowy pacjent na sali. Obeznany z lokalnymi zasadami, więc coś poopowiadał. Po kolejnych 2 dniach mówi, że można brać przepustki i spacerować. Szok, nie mogę uwierzyć. Jestem już w niebie? Jednak mówię współlokatorowi, że nie wychodzę z pokoju bo mam złe doświadczenia z innego szpitala. No i kiepsko chodzę. Ale w końcu dałem się namówić.
Pokazał mi trochę zabytków i fajnych klimatycznych miejsc w mieście. Z trudem, ale obszedłem. W następny dzień propozycja żeby iść dalej zwiedzać, bo jest fajna pora roku i nie ma turystów. Musiałem trochę zmienić wersję – nie bardzo mi pasowało chodzenie, bo nie dawałem rady , a po spacerze w poprzedni dzień była porażka, wszystko mnie bolało (ogólnie przed operacją stawanie na lewej nodze powodowało ostry ból kręgosłupa, a w dodatku nie mogłem usiąść na zwykłym krześle bez podpórki pod lędźwie, wiec po drodze nie miałem jak odpocząć). Ale skoro miałem samochód ze specjalną poduszką pod plecy, to urodziła się koncepcja, że ja będę podjeżdżać co kawałek, a on przechodzić skoro mu służą spacery. No i takie zwiedzanie okolic. Podjeżdżam po kawałku, staję, wysiadam, robię sobie w miejscu skłony, próbuję coś rozruszać nogi krótkimi spacerami, i czekam. Rewelacyjna sprawa dawać pacjentom swobodę ruchu przy schorzeniach ruchu.
Patchcord się znalazł, okazało się że DHCP z gniazdka w pokoju nie ma, no trudno, internetu nie będzie. W gościach byłem i wszystko miłe i zaskakujące, to postanowiłem że nie będę bardziej w sieć wnikać. Zresztą nie wiadomo kto jest adminem i czy nie ma logów. Wycieczki po okolicy ciekawsze, nawet jak się chodzić nie da. Szczególnie z takim przewodnikiem jaki mi się trafił.
W któryś dzień o godz.23-ciej wszyscy już spali, a ja znudzony czytaniem prasy odkryłem, że mam fajny model łóżka, z regulacją dźwigniami w różnych płaszczyznach/zginaniem. Że mi się źle spało z bólu, wymyśliłem że sobie podniosę trochę kolana do góry. Kilka rączek do regulacji. Ok, no to pierwsza do góry. Ups, podniosło się oparcie. Rączka w dół – hm, nie da się opuścić. Pewnie opuszcza się inną rączką. Ups. Całe łóżko się pochyliło nogami do ziemi. Lekki strach. Jest kolejna rączka. Łóżko się zgięło tam gdzie są kolana – ooooo, o to chodziło. Tylko jest problem – opacie głowy jest w górze, kolana zgięte, a część pod nogi przy ziemi. Czyli zrobiło się krzesło. Sąsiedzi z sali już coś zaczęli się wiercić, a jak bym poszedł zapytać pielęgniarkę jak to wyprostować, to bym został tematem oddziału, a ja tu incognito. W końcu telefon komórkowy jako latarka i wizyta pod łóżkiem, żeby zobaczyć jak te mechanizmy są połączone. Uff. Udało się wyprostować, więc grzecznie położyłem się spać.
W końcu w kolejny dzień lakoniczna informacja, że jutro się coś wydarzy, i żeby wrócić ze spaceru do 16-tej. Na szczęście współlokator przedstawił wersję rozszerzoną informacji, jakkolwiek i tak potem stwierdziłem że pominął parę szczegółow żeby mnie nie stresować.
Spacer – mało czasu. No to może Łomnica. Niestety okazało się, że jest trochę dalej niż myślałem, i dojazd zajął więcej czasu, więc obyło się bez wjazdu na górę, tylko rozruszaniem mięśni na dole, czyli pokuśtykaniem po parkingu i wejściem z ogromnym trudem po kilku schodach pod mapę okolicy. Szkoda bo mało ludzi o tej porze roku i prawie bez czekania. Powrót idealnie na 16-tą.
No i niespodzianka – wenflon, jedzenie (“ostatnia wieczerza” – wcześniejsza/skromniejsza kolacja), a potem za jakiś czas przeczyszczenie, kąpiel. Kąpiel na wieczór przed spaniem płynem dezynfekcyjnym z kieliszków. Dobrze, że obeznany współlokator przypomniał do czego są te kieliszki, bo z wrażenia co się dzieje jeszcze bym to rano przez przypadek wypił. O wenflonie nikt nie mówił. Hmm.. Mała porażka, nie przewidziałem tego. Nie byłem wcześniej na żadnej operacji. Niemożliwe że z tym trzeba leżeć do rana. Horror. Dobrze, że zakładała mi go najmilsza pielęgniarka z całego oddziału, i założyła tak nie bolał za bardzo. I chyba coś przeciwbólowego też dostałem. Na noc tabletka na spanie – Lorafen. Lekkie zdziwienie, że nic mocniejszego nie ma, bo tak lekkie nasenne już dawno odstawiłem z powodu budzenia się z bólu w nocy. No ale może nie wszyscy pacjenci mają takie bóle skoro mówią, że po tym dobrze śpią.
Rano znów kąpiel dezynfekcyjna i “głupi jaś”.. ojej 😉 .. no i dzień szybko zleciał. Nie wiedziałem, że ta tabletka tak działa, i nie wiedziałem czemu się mam położyć do łóżka. Ale współlokator mi mniej więcej objaśnił jaka jest zasada działania, i żebym nawet nie próbował spacerować, więc po empirycznym stwierdzeniu że podłoga się zrobiła elastyczna, postanowiłem się jednak zdrzemnąć 😉
Operacja w lokalnym znieczuleniu. Kilka dowcipów z lekarzami, miła atmosfera, jakkolwiek nie mogłem im towarzyszyć do końca bo mi się film urwał. Potem się na szczęście pojawił 😉Po obudzeniu, wieczorem do łazienki się umyć,bo odkryłem coś pomarańczowego na skórze pleców. Ktoś się chyba bawił w indian i nie posprzątał. No i trochę spacerów po południu tam i z powrotem. A co najważniejsze – w końcu JEDZENIE !!! 🙂 Potem przeciwbólowe bo jednak kłucie w boku po dojściu bocznym sakramenckie, no i spanie. Rano zdjęcie wenflonu: narzędzia tortur (nie wiem czemu ale mnie zawsze bolą), i nauka chodzenia.
Po jakichś kolejnych kilku dniach wypis i pas na drogę. Rewelacja!! – po roku kuśtykania i niemożliwości chodzenia poza dojściem do auta albo staniem w miejscu z ciężarem przeniesionym na prawą nogę, praktycznie nagle zero bólu do lewej nogi. Torbę się udało znieść bez bólu po schodach. Niemożliwe 🙂 W 1 dzień można się pozbyć bólu który trwał rok. W aucie też miłe zaskoczenie – da się normalnie nacisnąć pedał sprzęgła, i ogólnie 10 razy więcej siły w nogach. Dodatkowo pas zabezpieczał niestabilność i człowiek się od razu lepiej poczuł.
Do końca pobytu nie zwiedziłem szpitala, poznałem tylko drogę do wyjścia. Za to w końcu zwiedziłem trochę miasto, prawie zupełnie puste.
Wychodząc stwierdziłem, że wiszący w korytarzu certyfikat “Szpital bez bólu” faktycznie nie został przyznany bez powodu. Jedyny ból to od wenflonu, ale tego się chyba nie da znieczulić. -
AutorWpisy
- Musisz się zalogować by odpowiedzieć w tym temacie.