Przestroga – jak się nie powinno leczyć.
Strona główna › Fora › Metody leczenia › Po operacji › Przestroga – jak się nie powinno leczyć.
- Ten temat ma 1 odpowiedź, 1 odpowiedź, a ostatnio został zaktualizowany 11 years, 3 months temu przez
uzytkownik421.
-
AutorWpisy
-
17 grudnia 2011 o 16:38 #50512
Dla równowagi dodam jak wyglądało leczenie urazu tego samego kręgosłupa w naszym lokalnym szpitalu, rok wcześniej.
Hidden
Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej
Diagnoza i Leczenie kręgosłupa po urazieCzęść pierwsza..
Dzień 1 – uraz kręgosłupa.
Dzień 2 – wizyta u neurologa w przychodni. RTG. To tylko rwa, przejdzie. Diclac. Proszę przyjść za miesiąc.Dwa tygodnie leżenia w bólach i bezruchu, dobrze że od innego lekarza dostałem Ketonal bo ten Diclac to jakieś żarty chyba. Nie no, tak się nie da. Ponowna wizyta, o wiele wcześniej – może pani się coś pomyliło. W międzyczasie uzyskałem informację, że istnieje takie jakieś badanie jak TK.
Wizyta. Pytam panią doktor, czy jest takie badanie. Awantura – wymyślam, mam brać Diclac. W końcu mocna awantura, w obecności drugiego lekarza, z pytaniem czy to na pewno jest gabinet lekarski czy jakieś jaja z kabaretu. Dostałem skierowanie. Ze skierowaniem pojechałem do rejestracji TK do szpitala. “Termin jest za 6 miesięcy.”. Nie no, to chyba znów jakieś jaja.. Przecież ból nie mija a ja się staram pracować, ale 6m-cy nie wytrzymam.
Po 2 dniach dowiedziałem się, że w Polsce można wykonać TK odpłatnie. Telefon, pytanie na kiedy termin odpłatnego TK. Za 2 dni. OK. Badanie – z wynikami z powrotem do lekarza. Zero wiedzy z mojej strony co jest na tym badaniu i co to jest ten kręgosłup.. Ciekawe czy okaże się że jestem symulantem, czy coś mi jest. Lekarka oglądnęła badania i “O matko boska! pan ma uszkodzony kręgosłup”. Pomyślałem sobie, że w sumie nie wiem co to dokładnie znaczy, ale jakbym nie miał czegoś uszkodzonego to na pewno bym do lekarza nie szedł. Info żeby iść do neurochirurga, ale bez podanego do kogo. I żeby nie iść do lokalnego szpitala. Hm.. No to pójdę, sprawdzę co tam się takiego dzieje że wszyscy odradzają. Rzadko słucham innych – sam nie sprawdzę to nic nie mówię.
Wizyta w okienku z wynikami TK i skierowaniem. “Proszę przyjść za pół roku”. Ciekawie. Ale skoro mam coś uszkodzone, to może spróbuję przez drzwi dla karetek. Niedawno się wspinałem na linach pod sufitami, a teraz ledwo powłóczę nogami, nie mogę się zgiąć i nie przestaje boleć – to chyba coś mi się stało i warto ich zainteresować. W środku kolejka, nie wiadomo co się dzieje. Tzn. – w zasadzie nic się nie dzieje. Pytam panią w okienku, czy coś się tu dzieje. Pani jedząc kremówkę mówi spokojnie, że “średni czas oczekiwania jest 4 godziny”. Myślę sobie – wyzwanie. Od miesiąca nie udało mi się ustać na jednej nodze dłużej niż godzinę, może zrobię rekord. Siedzieć nie mogę ani na chwilę, a krzeseł za mało żeby się położyć. Podłoga brudna. Ludzie z pociętymi palcami, ja tylko z uszkodzonym kręgosłupem, to poczekam. Ustałem 1.5 godziny, zaczęło mi ciemnieć przed oczami, pomyślałem że może lepiej pójdę zanim się wywrócę, bo nie wiadomo gdzie jest jakiś działający szpital. Tutaj w sumie przed wejściem wisiał napis “szpital”, ale może to z dawnych czasów został, i nie było pieniędzy żeby go zdjąć, a ludzie tylko z przyzwyczajenia przychodzą do tego opuszczonego budynku. Że lekarze to miejsce opuścili to widać, ale chyba Bóg też je opuścił skoro jest tylko pani za szybką, której wszystko jedno co się dzieje, i wręcz z uśmiechem odpowiada żeby czekać niezależnie od przypadku, a nie ma np. selekcji pacjentów jak zawsze było na wcześniej działającym pogotowiu (ktoś wychodził co 10 minut na korytarz i sprawdzał kto jest w jakim stanie / decydował o kolejności przyjęć)
Godzina dochodzenia do siebie w aucie po staniu w poczekalni. Rozruszanie zdrętwiałych nóg żeby się dało jechać, złapanie oddechu.
OK – do neurochirurga ani na pogotowie się nie udało dostać, to może chociaż do neurologa. Łatwo nie było. Wizyta za miesiąc. Chyba jest dobrze. Miesiąc kuśtykania, leżenia, 600mg Ketonalu dziennie, nasenne, siódme poty z bólu.
W końcu dzień “0”. Wielka radość. Zobaczę lekarza, w szpitalu. Na miejscu – 1.5 godziny stania w kolejce do gabinetu, na jednej nodze, podparty o barierkę. Dobrze że jest Ketonal. Po 600mg można stać, chociaż jest ciężko. Ciekawe z czym przyszli inni, skoro są w stanie siedzieć na krzesłach. Farciarze. Może mają wyższy próg bólu. Jest przez chwile wolne miejsce, ale nie dam rady usiąść.
W gabinecie – bardzo fajny lekarz. Zapytał co mi jest. Mówię że trochę nie siedzę i nie chodzę, i że mam TK. Oglądnął TK. “Ojoj – proszę iść na oddział umówić się na przyjęcie”. Hurra! Wiedzą co mi jest! Jestem prawie wyleczony. Pan Doktor zadzwonił jeszcze przy mnie na oddział i powiedział przez telefon pani ordynator, że bardzo cierpiący pacjent za chwilę tam przyjdzie, który nie może za bardzo stać ani siedzieć.
Uradowany poszedłem na oddział. Tabliczek ze strzałkami brak, dookoła przechadzają się lekarze, szczęśliwi z życia. Dobra, jakoś dokuśtykam i znajdę. Trochę szkoda że mnie na łóżku nie zawieźli na oddział, no ale trudno, kryzys jest.
JEEEEST..
Nawet dobrze trafiłem, ordynator przyjmuje dokładnie dziś w tych godzinach, w dodatku przed chwilą dzwonił do niej pan doktor, więc na pewno czeka. Jestem uratowany 🙂 Puk puk. Puk puk. Nikogo nie ma.. 🙁 OK, poczekam. Znów poręcz przy ścianie, stanie “na bociana”. Poręcz zdradliwa – okazało się że wypada razem ze śrubami ze ściany. Hmm, dziwne bo ściany ładnie odmalowane i ogólnie nie wygląda najgorzej, chyba niedawno był remont. Czekanie przed przychodnią zużyło moje siły, chyba tu długo nie postoję. Podłoga brudna, ale nikogo nie ma, nawet pielęgniarki, to może się położę. Po 30 minutach stania poleżałem ze 30 minut. To w końcu ostatnie 30 minut przed przyjęciem na oddział i fachową opieką lekarską, to można się w końcu po takim czasie cierpienia poddać i położyć byle gdzie. Zaraz ktoś przyjdzie i będzie po wszystkim..Nie no, niewygodnie. Na trawniku jednak jest wygodniej niż w szpitalu i większa szansa spotkania lekarza, to tu raczej nie będę czekać. Jak mi się coś stanie to na trawniku większe szanse na pomoc. Powrót do domu, kolejne 300mg ketonalu.
W następny dzień telefon na oddział, że miałem się zgłosić i że nikogo nie było. Ochrzan przez telefon, dlaczego jestem tak niemiły że nie poczekałem. Hm.. Ciekawie. Pomyślałem, zgodnie z prawdą, “bo podłoga była za twarda”. “No to teraz raczej już nic dla pana nie znajdziemy. Proszę dzwonić za kilka dni, może się coś zwolni. My tu mamy pełno chorych pacjentów”..
Może jednak coś w tym jest żeby się tu nie pchać..? No ale skoro wystałem 1.5h na pogotowiu, 1.5h przed przychodnią, 1h przed rejestracją, 1h przed gabinetem ordynatora, w tym 30 minut leżenia na podłodze, to coś może z tego będzie.. Pewnie robią w tym czasie tak ciężkie przypadki, i mają tyle pracy, że jak mnie przyjmą z moim drobiazgiem, to w 3 dni na nogi postawią, powiedzą że symulant i będzie po temacie. No nic, to jednak może warto.. Przecież i tak nie jestem w stanie dojechać do innego szpitala.
Część druga..
Po kilku dniach zadzwoniłem ponownie dowiedzieć się, czy są wolne miejsca. OK – są, proszę przyjść w dniu tym a tym.
Hurra 🙂 Będę zdrowy.
Pakowanie, dojazd, uśmiech – dzieńdobry, przyszedłem do szpitala. “Proszę usiąść i czekać. Musimy to sprawdzić.”. Nie no.. bez jaj..
Godzina, dwie.. stoję znowu w tym samym miejscu co wcześniej w izbie przyjęć na jednej nodze. W końcu – proszę wejść. Rzeczy do depozytu, tylko szybko, bo wszystkim się spieszy. Hm. Ciekawe, nie widać. Pracowałem przez jakiś czas na zakładach Fiat’a – taki bezruch i snucie się widziałem tylko raz, jak wybiło na 3 godziny prąd w całych zakładach.
OK, proszę iść na oddział. Ale którędy? Pół godziny kuśtykania po piętrach tam i spowrotem.. no nie, tu już byłem. W końcu zapytałem innych pacjentów, pokierowali mnie.
Doszedłem na oddział, do dyżurki. “Nie ma miejsc. Proszę czekać.”
Fajnie.
Poszedłem stać pod gabinet ordynatora, bo już wiedziałem która barierka się nie urywa, no i znałem tam podłogę. Godzina. Niemożliwe.. przecież nie można tyle stać na jednej nodze. Znalazłem jakieś pomieszczenie, coś jak świetlica. A tam innych pacjentów czekających na przyjęcie. Okazało się, że tu znów jest kolejka. Ktoś mi odstąpił miejsce, usiadłem na 1 pośladku. Znów godzina.. Dobrze, że miałem ze sobą przeciwbólowe, ale i tak już się nie dało wytrzymać. Jedyne marzenie to się w końcu położyć.
Po jakimś czasie zaprowadzili mnie do sali. HURRA.
No to teraz na pewno przyjdzie lekarz i mnie zbada i mnie wyleczą.(Kilka dni później)
Jakieś małe badanie lekarskie, młoteczkiem. Jutro idzie pan na rezonans.Acha.
W kolejce do rezonansu – nie mogę siedzieć. Jakaś pani przyszła i mówi, że ona tu już była przede mną wcześniej, z rana popatrzeć czy są ludzie. W ubraniach cywilnych. Mówię – OK, mam czas, poczekam, z uśmiechem. Przy okazji pytam, czy długo już czeka. Pani mówi, że od rana krąży. Pytam, ile ogólnie czekała na rezonans. Pani mówi, że kilka dni wcześniej dostała skierowanie, bo znajomi pracują w szpitalu. Acha, fajnie. Ja miałem przyjść za 6 miesięcy na TK. OK.
Póżniej jeszcze kolejny rezonans i EKG.Konsultacja neurochirurgiczna. “-Dzieńdobry. Ma pan uszkodzony kręgosłup, tu i tu.”. Bardzo miły lekarz mnie zbadał i pokazuje mi klisze. Jestem w szoku – gość chyba wie o czym mówi. “To się nadaje do operacji.”. Zbladłem, mówię że mi trochę powietrza brakuje. Chwila zastanowienia. Poprosiłem o parę dni czasu na zastanowienie się i jakieś zabiegi na rozluźnienie mięśni, a potem ponowne spotkanie i wyjaśnienie mi dokładnie o co chodzi, i jak by to wyglądało, bo pierwszy raz słyszę, że to jest do operacji. Podobno Diclal miał wystarczyć. Kilka dni chodzenia jakby mnie coś przejechało. Noce nieprzespane, bo gość obok po zapaści alkoholowej, krzyczy całymi nocami. Z drugiej strony starszy pan, który co kilka godzin prosi o wybawienie go z męk tego świata. Sporo rozmawiamy, żeby go podnieść na duchu. Okazuje się, że całkiem sprawnie myśli, tylko lekarze robią z niego idiotę. Leży w bólu, a kiedy nie może wytrzymać, woła o przeciwbólowe. Nikt nie przychodzi. Jak ktoś w końcu przyjdzie, to na niego krzyczą, jakby nic nie rozumiał. Lekarz wychodzi, panu trochę ból mija, i znów rozmawiamy. Parę razy dziennie chodzenie i proszenie żeby ktoś mu np. zmienił cewnik, bo ma pełny. Zero zainteresowania. Pan się pyta, czemu tu nie ma przyzywówki, żeby nie musiał krzyczeć. Że w poprzednim szpitalu jak był to jak go bolało to dzwonił, przychodzili, dawali przeciwbólowe i było OK. Mówię mu że jest, tylko ktoś mu schował. Pan mówi, że mu pielęgniarki powiedziały że nie ma i że trzeba wołać jak się coś chce. Fajnie.
Inni pacjenci mówią że to wszystko jest patologiczne. Hm. Powstrzymuję się od oceny, w końcu nie przyszedłem się tu bawić, tylko wyleczyć kręgosłup. Więc najbardziej interesuje mnie efekt pobytu.
Drugi gość, po zapaści alkoholowej, zaczął rozrabiać. W nocy zaczął sikać po sąsiednich łóżkach. Przywiązali go pasami. Całą noc się wyrywał, aż się wyrwał. I tak 2 noce pod rząd. Zero ciszy w nocy, dreptanie po oddziale tam i spowrotem prawie przez całą noc. Przy okazji można zobaczyć, jak się lekarz dyżurujący wysypia. Tzn. powiedzieć mu wieczorem dobranoc, przechodzić albo przesiedzieć w łazience całą noc, i rano powiedzieć dzieńdobry. Gość z łóżka obok zrobił się na tyle agresywny, że po wyrwaniu się z pasów stał nad moim łóżkiem w moich rzeczach wyciągniętych z torby, ze sztućcami w ręce.
No dobra, przeniosłem się ze spaniem na korytarz w dzień. Lekarze coś tam brzęczą, że na ławkach się nie leży, ale nie da rady tyle dni bez snu, i kuśtykając.
Chyba nie chcę tu mieć operacji. Przecież nawet nie zasnę po. A jak nie dają nikomu przeciwbólowych ani nie zmieniają cewników to porażka. Ale zobaczymy co powie ten lekarz jak przyjdzie znów na konsultację. Wyglądał sensownie. Jest w nim nadzieja.W dzień na obchodzie przychodzą co chwile inni lekarze i mnie łaskoczą po stopach. Nie wiem co jest grane i o co im chodzi. Nic nie mówią. Z jakiegoś powodu nie mogą uwierzyć że mam czucie w stopach. Ale czemu? W dodatku robią obchód codziennie, i codziennie są tym samym zdziwieni. Z angielskiego “Fish Face”. Tylko jaki w tym cel, i kto za to płaci?
Przyszedł dzień konsultacji – chwila prawdy. No trudno. Czas się wyleczyć.
Zdziwienie: Jakiś inny człowiek. Bez rezonansu, tylko z opisem. Jakby w biegu. Nie przedstawił się, nie powiedział kim jest z zawodu. Postukał w kolana, przeczytał opis. Mówi coś o prądach że mogą być, ale to samo przejdzie i operacja nie jest potrzebna. Chyba elektryk, skoro o prądzie mówi a nie o kręgosłupie, i nie ma rezonansu. Tak niedokładnego badania jeszcze nie widziałem. Mówi że jak się będę schylać w odpowiedni sposób, to i 500kg podniosę. Ciekawe, czy ktoś na prawdę podnosi 500kg. Ja nie mogę 0.5kg, a już na pewno nie swoją torbę z ubraniami, nawet na prostych plecach.
Zwariowałem. Parę nocy nie przespanych z powodu innych pacjentów, drzemanie na ławce, zastanawianie się co robić, i czekanie na dalszą rozmowę, a tu przychodzi jakiś ucieszony pan mówiący jak elektryk i mówi że nie trzeba operacji. I sobie idzie.
Może zapytam lekarza prowadzącego o co chodzi. Tylko kto nim jest? Nikt taki nie przyszedł od kiedy leżę. Zapytam innych pacjentów. Mówią, że jest na urlopie, a na zastępstwie co chwile ktoś inny, i że nie wiadomo z kim rozmawiać. No nic, spróbuję. Pytam jakąś lekarkę co się dzieje. Nic nie wie, jest na zastępstwie.
W międzyczasie spotkałem na korytarzu lekarza, który mnie przyjął z poradni. Pyta co u mnie i czy już lepiej. Mówię mu, że dostaję fajne ziółka przeciwbólowe do picia, i że da się wytrzymać. Ludzie o kulach mnie wyprzedzają, ale jakoś daję radę kuśtykać.
Hm.. No ale kto mnie tu leczy jeśli nawet on nic nie wie i pyta co u mnie słychać..?
No nic. W takim razie rozmowa z panią ordynator.
Pani mówi, że każdy ma coś z kręgosłupem, i że się z tym żyje, żeby się nie przejmować. Że najgorsza wiadomość jest taka, że nie mam raka, a na resztę się nic nie da poradzić. I że operacje nie pomagają. Acha. Fachowe objaśnienie co się dzieje i dlaczego nie mogę stać na 2 nogach ani siedzieć..Po kilku godzinach przychodzi młoda pani doktor, i pyta czy się zgadzam na operację.
Krótkie zastanowienie:
– nie wiem nic o szczegółach operacji
– nie wiem w sumie co mi dolega
– nie spałem i wszystko mnie boli
– elektryk powiedział że operacji nie potrzeba
– pani ordynator mówi że nic mi nie jest i że ona ma w gorszym stanie kręgosłup i żyje i pracuje. ciekawe. nie widać żeby stała na 1 nodze, kulała, albo nie mogła się schylać. w dodatku wygodnie siedzi, a ja nie mogę usiąść w ogóle.
– jedynego człowieka, który oglądał mój rezonans, i wyglądało że wie o co chodzi, już więcej nie spotkałem, i nie wiem nawet kto to był.No to chyba raczej się nie zgadzam skoro nic nie wiem.. A przynajmniej nie tu, skoro tu nikt nic nie wie i nie potrafi mi powiedzieć.
Napisałem, na zwykłej pustej białej kartce, że się nie zgadzam na operację i poszedłem do domu. Trochę dziwne, że każą to pisać na białej kartce, i że nic o tej operacji nie mówią. O rodzaju, jakichś zagrożeniach, powrocie do zdrowia po tym, czy coś. No ale może to tak wszędzie wygląda.
Na prawdę “warto” było czekać tyle czasu na przyjęcie do tego szpitala.
Wyszedłem nic nie wiedząc. No ale na szczęście z rezonansem. Tylko nie wiem, czy gdybym wiedział, że tylko po to tu przyszedłem, to nie zrobił bym go w tamtym czasie odpłatnie, gdybym wiedział że jest istotny.
Koleżanka z pracy odniosła moją torbę do samochodu i odwiozła do domu, bo nie mogłem nic unieść. Zapytała czy już wiem co mi jest. Mówię, że chyba mam kręgosłup popsuty, i że nie wiem czy do operacji czy nie. Będę musiał zapytać jakiegoś lekarza, bo tu jest czeski film. I mówią głównie, że nie ma pieniędzy.
Po tygodniu odbiór karty wypisowej. Ktoś się chyba zorientował, że coś się nie zgadza, i wpisał w karcie że elektryk zalecił operację. Ciężko zgadnąć komu i w jakim zakresie. Chyba ktoś zmienił treść, bo mówią przy wydawaniu karty, że operacja raczej nie jest potrzebna, ale że coś musieli wpisać, i że wpisali że jest potrzebna ale żeby się tym nie przejmować. Hmm. Widocznie tak ma być, to nie ja się zajmuje ocenianiem zaburzeń w myśleniu tylko oni, więc musiałem im zaufać że wiedzą co robią mówiąc na konsultacji co innego a co innego wpisując w kartę :S
Po miesiącu stwierdziłem, że elektryk chyba coś pocyganił, bo jest coraz gorzej. Pożyczyłem od znajomego kule, i jakoś się dało na nich poruszać. Decyzja – idę z powrotem zapytać lekarzy o co tak na prawdę chodzi, i przede wszystkim czy to na pewno była konsultacja czy ktoś się przebrał za lekarza i sobie żart zrobił.
Jacyś młodzi siedzą w gabinecie i sobie dowcipkują. Ciężki ten ich zawód. Zgaduję, że to lekarze. W każdym razie nic o prądzie nie mówią. Nie przyjmą, i nic nie powiedzą. Proszę sobie stąd iść. “Lekarze to zawód na wymarciu, za niedługo żadnego nie będzie już w Polsce. Nie mamy na nic pieniędzy.”.Acha. No to dziękuję ślicznie za konsultację i wyleczenie :dry: 🙁
Kolejny rok spędziłem czując się coraz gorzej i szukając na własną rękę, gdzie ktoś coś wie o leczeniu kręgosłupów, zwiedzając wiele gabinetów lekarskich i rehabilitacyjnych, wysłuchałem opowieści wielu osób o cudownych akupunkturach, masażach, kręgarzach zza wschodniej granicy, samo-gojeniu się kręgosłupa przy odpowiedniej diecie i dużej ilości ruchu, itp.
- Nie jestem lekarzem -> nie udzielam porad medycznych.
2oo9.o4.o7 - uraz kręgosłupa w pracy, 2o1o - operacja: L5/S1, L4/L5, L2/L3, 2o12 - operacja L5/S1, 2o13 - usztywnienie L4/L5/S1, 2o16 - stabilizacja L2-S1, 2018 - C5/C6 - Mobi-C
17 grudnia 2011 o 16:38 #47815Dla równowagi dodam jak wyglądało leczenie urazu tego samego kręgosłupa w naszym lokalnym szpitalu, rok wcześniej.
Hidden
Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej
Diagnoza i Leczenie kręgosłupa po urazieCzęść pierwsza..
Dzień 1 – uraz kręgosłupa.
Dzień 2 – wizyta u neurologa w przychodni. RTG. To tylko rwa, przejdzie. Diclac. Proszę przyjść za miesiąc.Dwa tygodnie leżenia w bólach i bezruchu, dobrze że od innego lekarza dostałem Ketonal bo ten Diclac to jakieś żarty chyba. Nie no, tak się nie da. Ponowna wizyta, o wiele wcześniej – może pani się coś pomyliło. W międzyczasie uzyskałem informację, że istnieje takie jakieś badanie jak TK.
Wizyta. Pytam panią doktor, czy jest takie badanie. Awantura – wymyślam, mam brać Diclac. W końcu mocna awantura, w obecności drugiego lekarza, z pytaniem czy to na pewno jest gabinet lekarski czy jakieś jaja z kabaretu. Dostałem skierowanie. Ze skierowaniem pojechałem do rejestracji TK do szpitala. “Termin jest za 6 miesięcy.”. Nie no, to chyba znów jakieś jaja.. Przecież ból nie mija a ja się staram pracować, ale 6m-cy nie wytrzymam.
Po 2 dniach dowiedziałem się, że w Polsce można wykonać TK odpłatnie. Telefon, pytanie na kiedy termin odpłatnego TK. Za 2 dni. OK. Badanie – z wynikami z powrotem do lekarza. Zero wiedzy z mojej strony co jest na tym badaniu i co to jest ten kręgosłup.. Ciekawe czy okaże się że jestem symulantem, czy coś mi jest. Lekarka oglądnęła badania i “O matko boska! pan ma uszkodzony kręgosłup”. Pomyślałem sobie, że w sumie nie wiem co to dokładnie znaczy, ale jakbym nie miał czegoś uszkodzonego to na pewno bym do lekarza nie szedł. Info żeby iść do neurochirurga, ale bez podanego do kogo. I żeby nie iść do lokalnego szpitala. Hm.. No to pójdę, sprawdzę co tam się takiego dzieje że wszyscy odradzają. Rzadko słucham innych – sam nie sprawdzę to nic nie mówię.
Wizyta w okienku z wynikami TK i skierowaniem. “Proszę przyjść za pół roku”. Ciekawie. Ale skoro mam coś uszkodzone, to może spróbuję przez drzwi dla karetek. Niedawno się wspinałem na linach pod sufitami, a teraz ledwo powłóczę nogami, nie mogę się zgiąć i nie przestaje boleć – to chyba coś mi się stało i warto ich zainteresować. W środku kolejka, nie wiadomo co się dzieje. Tzn. – w zasadzie nic się nie dzieje. Pytam panią w okienku, czy coś się tu dzieje. Pani jedząc kremówkę mówi spokojnie, że “średni czas oczekiwania jest 4 godziny”. Myślę sobie – wyzwanie. Od miesiąca nie udało mi się ustać na jednej nodze dłużej niż godzinę, może zrobię rekord. Siedzieć nie mogę ani na chwilę, a krzeseł za mało żeby się położyć. Podłoga brudna. Ludzie z pociętymi palcami, ja tylko z uszkodzonym kręgosłupem, to poczekam. Ustałem 1.5 godziny, zaczęło mi ciemnieć przed oczami, pomyślałem że może lepiej pójdę zanim się wywrócę, bo nie wiadomo gdzie jest jakiś działający szpital. Tutaj w sumie przed wejściem wisiał napis “szpital”, ale może to z dawnych czasów został, i nie było pieniędzy żeby go zdjąć, a ludzie tylko z przyzwyczajenia przychodzą do tego opuszczonego budynku. Że lekarze to miejsce opuścili to widać, ale chyba Bóg też je opuścił skoro jest tylko pani za szybką, której wszystko jedno co się dzieje, i wręcz z uśmiechem odpowiada żeby czekać niezależnie od przypadku, a nie ma np. selekcji pacjentów jak zawsze było na wcześniej działającym pogotowiu (ktoś wychodził co 10 minut na korytarz i sprawdzał kto jest w jakim stanie / decydował o kolejności przyjęć)
Godzina dochodzenia do siebie w aucie po staniu w poczekalni. Rozruszanie zdrętwiałych nóg żeby się dało jechać, złapanie oddechu.
OK – do neurochirurga ani na pogotowie się nie udało dostać, to może chociaż do neurologa. Łatwo nie było. Wizyta za miesiąc. Chyba jest dobrze. Miesiąc kuśtykania, leżenia, 600mg Ketonalu dziennie, nasenne, siódme poty z bólu.
W końcu dzień “0”. Wielka radość. Zobaczę lekarza, w szpitalu. Na miejscu – 1.5 godziny stania w kolejce do gabinetu, na jednej nodze, podparty o barierkę. Dobrze że jest Ketonal. Po 600mg można stać, chociaż jest ciężko. Ciekawe z czym przyszli inni, skoro są w stanie siedzieć na krzesłach. Farciarze. Może mają wyższy próg bólu. Jest przez chwile wolne miejsce, ale nie dam rady usiąść.
W gabinecie – bardzo fajny lekarz. Zapytał co mi jest. Mówię że trochę nie siedzę i nie chodzę, i że mam TK. Oglądnął TK. “Ojoj – proszę iść na oddział umówić się na przyjęcie”. Hurra! Wiedzą co mi jest! Jestem prawie wyleczony. Pan Doktor zadzwonił jeszcze przy mnie na oddział i powiedział przez telefon pani ordynator, że bardzo cierpiący pacjent za chwilę tam przyjdzie, który nie może za bardzo stać ani siedzieć.
Uradowany poszedłem na oddział. Tabliczek ze strzałkami brak, dookoła przechadzają się lekarze, szczęśliwi z życia. Dobra, jakoś dokuśtykam i znajdę. Trochę szkoda że mnie na łóżku nie zawieźli na oddział, no ale trudno, kryzys jest.
JEEEEST..
Nawet dobrze trafiłem, ordynator przyjmuje dokładnie dziś w tych godzinach, w dodatku przed chwilą dzwonił do niej pan doktor, więc na pewno czeka. Jestem uratowany 🙂 Puk puk. Puk puk. Nikogo nie ma.. 🙁 OK, poczekam. Znów poręcz przy ścianie, stanie “na bociana”. Poręcz zdradliwa – okazało się że wypada razem ze śrubami ze ściany. Hmm, dziwne bo ściany ładnie odmalowane i ogólnie nie wygląda najgorzej, chyba niedawno był remont. Czekanie przed przychodnią zużyło moje siły, chyba tu długo nie postoję. Podłoga brudna, ale nikogo nie ma, nawet pielęgniarki, to może się położę. Po 30 minutach stania poleżałem ze 30 minut. To w końcu ostatnie 30 minut przed przyjęciem na oddział i fachową opieką lekarską, to można się w końcu po takim czasie cierpienia poddać i położyć byle gdzie. Zaraz ktoś przyjdzie i będzie po wszystkim..Nie no, niewygodnie. Na trawniku jednak jest wygodniej niż w szpitalu i większa szansa spotkania lekarza, to tu raczej nie będę czekać. Jak mi się coś stanie to na trawniku większe szanse na pomoc. Powrót do domu, kolejne 300mg ketonalu.
W następny dzień telefon na oddział, że miałem się zgłosić i że nikogo nie było. Ochrzan przez telefon, dlaczego jestem tak niemiły że nie poczekałem. Hm.. Ciekawie. Pomyślałem, zgodnie z prawdą, “bo podłoga była za twarda”. “No to teraz raczej już nic dla pana nie znajdziemy. Proszę dzwonić za kilka dni, może się coś zwolni. My tu mamy pełno chorych pacjentów”..
Może jednak coś w tym jest żeby się tu nie pchać..? No ale skoro wystałem 1.5h na pogotowiu, 1.5h przed przychodnią, 1h przed rejestracją, 1h przed gabinetem ordynatora, w tym 30 minut leżenia na podłodze, to coś może z tego będzie.. Pewnie robią w tym czasie tak ciężkie przypadki, i mają tyle pracy, że jak mnie przyjmą z moim drobiazgiem, to w 3 dni na nogi postawią, powiedzą że symulant i będzie po temacie. No nic, to jednak może warto.. Przecież i tak nie jestem w stanie dojechać do innego szpitala.
Część druga..
Po kilku dniach zadzwoniłem ponownie dowiedzieć się, czy są wolne miejsca. OK – są, proszę przyjść w dniu tym a tym.
Hurra 🙂 Będę zdrowy.
Pakowanie, dojazd, uśmiech – dzieńdobry, przyszedłem do szpitala. “Proszę usiąść i czekać. Musimy to sprawdzić.”. Nie no.. bez jaj..
Godzina, dwie.. stoję znowu w tym samym miejscu co wcześniej w izbie przyjęć na jednej nodze. W końcu – proszę wejść. Rzeczy do depozytu, tylko szybko, bo wszystkim się spieszy. Hm. Ciekawe, nie widać. Pracowałem przez jakiś czas na zakładach Fiat’a – taki bezruch i snucie się widziałem tylko raz, jak wybiło na 3 godziny prąd w całych zakładach.
OK, proszę iść na oddział. Ale którędy? Pół godziny kuśtykania po piętrach tam i spowrotem.. no nie, tu już byłem. W końcu zapytałem innych pacjentów, pokierowali mnie.
Doszedłem na oddział, do dyżurki. “Nie ma miejsc. Proszę czekać.”
Fajnie.
Poszedłem stać pod gabinet ordynatora, bo już wiedziałem która barierka się nie urywa, no i znałem tam podłogę. Godzina. Niemożliwe.. przecież nie można tyle stać na jednej nodze. Znalazłem jakieś pomieszczenie, coś jak świetlica. A tam innych pacjentów czekających na przyjęcie. Okazało się, że tu znów jest kolejka. Ktoś mi odstąpił miejsce, usiadłem na 1 pośladku. Znów godzina.. Dobrze, że miałem ze sobą przeciwbólowe, ale i tak już się nie dało wytrzymać. Jedyne marzenie to się w końcu położyć.
Po jakimś czasie zaprowadzili mnie do sali. HURRA.
No to teraz na pewno przyjdzie lekarz i mnie zbada i mnie wyleczą.(Kilka dni później)
Jakieś małe badanie lekarskie, młoteczkiem. Jutro idzie pan na rezonans.Acha.
W kolejce do rezonansu – nie mogę siedzieć. Jakaś pani przyszła i mówi, że ona tu już była przede mną wcześniej, z rana popatrzeć czy są ludzie. W ubraniach cywilnych. Mówię – OK, mam czas, poczekam, z uśmiechem. Przy okazji pytam, czy długo już czeka. Pani mówi, że od rana krąży. Pytam, ile ogólnie czekała na rezonans. Pani mówi, że kilka dni wcześniej dostała skierowanie, bo znajomi pracują w szpitalu. Acha, fajnie. Ja miałem przyjść za 6 miesięcy na TK. OK.
Póżniej jeszcze kolejny rezonans i EKG.Konsultacja neurochirurgiczna. “-Dzieńdobry. Ma pan uszkodzony kręgosłup, tu i tu.”. Bardzo miły lekarz mnie zbadał i pokazuje mi klisze. Jestem w szoku – gość chyba wie o czym mówi. “To się nadaje do operacji.”. Zbladłem, mówię że mi trochę powietrza brakuje. Chwila zastanowienia. Poprosiłem o parę dni czasu na zastanowienie się i jakieś zabiegi na rozluźnienie mięśni, a potem ponowne spotkanie i wyjaśnienie mi dokładnie o co chodzi, i jak by to wyglądało, bo pierwszy raz słyszę, że to jest do operacji. Podobno Diclal miał wystarczyć. Kilka dni chodzenia jakby mnie coś przejechało. Noce nieprzespane, bo gość obok po zapaści alkoholowej, krzyczy całymi nocami. Z drugiej strony starszy pan, który co kilka godzin prosi o wybawienie go z męk tego świata. Sporo rozmawiamy, żeby go podnieść na duchu. Okazuje się, że całkiem sprawnie myśli, tylko lekarze robią z niego idiotę. Leży w bólu, a kiedy nie może wytrzymać, woła o przeciwbólowe. Nikt nie przychodzi. Jak ktoś w końcu przyjdzie, to na niego krzyczą, jakby nic nie rozumiał. Lekarz wychodzi, panu trochę ból mija, i znów rozmawiamy. Parę razy dziennie chodzenie i proszenie żeby ktoś mu np. zmienił cewnik, bo ma pełny. Zero zainteresowania. Pan się pyta, czemu tu nie ma przyzywówki, żeby nie musiał krzyczeć. Że w poprzednim szpitalu jak był to jak go bolało to dzwonił, przychodzili, dawali przeciwbólowe i było OK. Mówię mu że jest, tylko ktoś mu schował. Pan mówi, że mu pielęgniarki powiedziały że nie ma i że trzeba wołać jak się coś chce. Fajnie.
Inni pacjenci mówią że to wszystko jest patologiczne. Hm. Powstrzymuję się od oceny, w końcu nie przyszedłem się tu bawić, tylko wyleczyć kręgosłup. Więc najbardziej interesuje mnie efekt pobytu.
Drugi gość, po zapaści alkoholowej, zaczął rozrabiać. W nocy zaczął sikać po sąsiednich łóżkach. Przywiązali go pasami. Całą noc się wyrywał, aż się wyrwał. I tak 2 noce pod rząd. Zero ciszy w nocy, dreptanie po oddziale tam i spowrotem prawie przez całą noc. Przy okazji można zobaczyć, jak się lekarz dyżurujący wysypia. Tzn. powiedzieć mu wieczorem dobranoc, przechodzić albo przesiedzieć w łazience całą noc, i rano powiedzieć dzieńdobry. Gość z łóżka obok zrobił się na tyle agresywny, że po wyrwaniu się z pasów stał nad moim łóżkiem w moich rzeczach wyciągniętych z torby, ze sztućcami w ręce.
No dobra, przeniosłem się ze spaniem na korytarz w dzień. Lekarze coś tam brzęczą, że na ławkach się nie leży, ale nie da rady tyle dni bez snu, i kuśtykając.
Chyba nie chcę tu mieć operacji. Przecież nawet nie zasnę po. A jak nie dają nikomu przeciwbólowych ani nie zmieniają cewników to porażka. Ale zobaczymy co powie ten lekarz jak przyjdzie znów na konsultację. Wyglądał sensownie. Jest w nim nadzieja.W dzień na obchodzie przychodzą co chwile inni lekarze i mnie łaskoczą po stopach. Nie wiem co jest grane i o co im chodzi. Nic nie mówią. Z jakiegoś powodu nie mogą uwierzyć że mam czucie w stopach. Ale czemu? W dodatku robią obchód codziennie, i codziennie są tym samym zdziwieni. Z angielskiego “Fish Face”. Tylko jaki w tym cel, i kto za to płaci?
Przyszedł dzień konsultacji – chwila prawdy. No trudno. Czas się wyleczyć.
Zdziwienie: Jakiś inny człowiek. Bez rezonansu, tylko z opisem. Jakby w biegu. Nie przedstawił się, nie powiedział kim jest z zawodu. Postukał w kolana, przeczytał opis. Mówi coś o prądach że mogą być, ale to samo przejdzie i operacja nie jest potrzebna. Chyba elektryk, skoro o prądzie mówi a nie o kręgosłupie, i nie ma rezonansu. Tak niedokładnego badania jeszcze nie widziałem. Mówi że jak się będę schylać w odpowiedni sposób, to i 500kg podniosę. Ciekawe, czy ktoś na prawdę podnosi 500kg. Ja nie mogę 0.5kg, a już na pewno nie swoją torbę z ubraniami, nawet na prostych plecach.
Zwariowałem. Parę nocy nie przespanych z powodu innych pacjentów, drzemanie na ławce, zastanawianie się co robić, i czekanie na dalszą rozmowę, a tu przychodzi jakiś ucieszony pan mówiący jak elektryk i mówi że nie trzeba operacji. I sobie idzie.
Może zapytam lekarza prowadzącego o co chodzi. Tylko kto nim jest? Nikt taki nie przyszedł od kiedy leżę. Zapytam innych pacjentów. Mówią, że jest na urlopie, a na zastępstwie co chwile ktoś inny, i że nie wiadomo z kim rozmawiać. No nic, spróbuję. Pytam jakąś lekarkę co się dzieje. Nic nie wie, jest na zastępstwie.
W międzyczasie spotkałem na korytarzu lekarza, który mnie przyjął z poradni. Pyta co u mnie i czy już lepiej. Mówię mu, że dostaję fajne ziółka przeciwbólowe do picia, i że da się wytrzymać. Ludzie o kulach mnie wyprzedzają, ale jakoś daję radę kuśtykać.
Hm.. No ale kto mnie tu leczy jeśli nawet on nic nie wie i pyta co u mnie słychać..?
No nic. W takim razie rozmowa z panią ordynator.
Pani mówi, że każdy ma coś z kręgosłupem, i że się z tym żyje, żeby się nie przejmować. Że najgorsza wiadomość jest taka, że nie mam raka, a na resztę się nic nie da poradzić. I że operacje nie pomagają. Acha. Fachowe objaśnienie co się dzieje i dlaczego nie mogę stać na 2 nogach ani siedzieć..Po kilku godzinach przychodzi młoda pani doktor, i pyta czy się zgadzam na operację.
Krótkie zastanowienie:
– nie wiem nic o szczegółach operacji
– nie wiem w sumie co mi dolega
– nie spałem i wszystko mnie boli
– elektryk powiedział że operacji nie potrzeba
– pani ordynator mówi że nic mi nie jest i że ona ma w gorszym stanie kręgosłup i żyje i pracuje. ciekawe. nie widać żeby stała na 1 nodze, kulała, albo nie mogła się schylać. w dodatku wygodnie siedzi, a ja nie mogę usiąść w ogóle.
– jedynego człowieka, który oglądał mój rezonans, i wyglądało że wie o co chodzi, już więcej nie spotkałem, i nie wiem nawet kto to był.No to chyba raczej się nie zgadzam skoro nic nie wiem.. A przynajmniej nie tu, skoro tu nikt nic nie wie i nie potrafi mi powiedzieć.
Napisałem, na zwykłej pustej białej kartce, że się nie zgadzam na operację i poszedłem do domu. Trochę dziwne, że każą to pisać na białej kartce, i że nic o tej operacji nie mówią. O rodzaju, jakichś zagrożeniach, powrocie do zdrowia po tym, czy coś. No ale może to tak wszędzie wygląda.
Na prawdę “warto” było czekać tyle czasu na przyjęcie do tego szpitala.
Wyszedłem nic nie wiedząc. No ale na szczęście z rezonansem. Tylko nie wiem, czy gdybym wiedział, że tylko po to tu przyszedłem, to nie zrobił bym go w tamtym czasie odpłatnie, gdybym wiedział że jest istotny.
Koleżanka z pracy odniosła moją torbę do samochodu i odwiozła do domu, bo nie mogłem nic unieść. Zapytała czy już wiem co mi jest. Mówię, że chyba mam kręgosłup popsuty, i że nie wiem czy do operacji czy nie. Będę musiał zapytać jakiegoś lekarza, bo tu jest czeski film. I mówią głównie, że nie ma pieniędzy.
Po tygodniu odbiór karty wypisowej. Ktoś się chyba zorientował, że coś się nie zgadza, i wpisał w karcie że elektryk zalecił operację. Ciężko zgadnąć komu i w jakim zakresie. Chyba ktoś zmienił treść, bo mówią przy wydawaniu karty, że operacja raczej nie jest potrzebna, ale że coś musieli wpisać, i że wpisali że jest potrzebna ale żeby się tym nie przejmować. Hmm. Widocznie tak ma być, to nie ja się zajmuje ocenianiem zaburzeń w myśleniu tylko oni, więc musiałem im zaufać że wiedzą co robią mówiąc na konsultacji co innego a co innego wpisując w kartę :S
Po miesiącu stwierdziłem, że elektryk chyba coś pocyganił, bo jest coraz gorzej. Pożyczyłem od znajomego kule, i jakoś się dało na nich poruszać. Decyzja – idę z powrotem zapytać lekarzy o co tak na prawdę chodzi, i przede wszystkim czy to na pewno była konsultacja czy ktoś się przebrał za lekarza i sobie żart zrobił.
Jacyś młodzi siedzą w gabinecie i sobie dowcipkują. Ciężki ten ich zawód. Zgaduję, że to lekarze. W każdym razie nic o prądzie nie mówią. Nie przyjmą, i nic nie powiedzą. Proszę sobie stąd iść. “Lekarze to zawód na wymarciu, za niedługo żadnego nie będzie już w Polsce. Nie mamy na nic pieniędzy.”.Acha. No to dziękuję ślicznie za konsultację i wyleczenie :dry: 🙁
Kolejny rok spędziłem czując się coraz gorzej i szukając na własną rękę, gdzie ktoś coś wie o leczeniu kręgosłupów, zwiedzając wiele gabinetów lekarskich i rehabilitacyjnych, wysłuchałem opowieści wielu osób o cudownych akupunkturach, masażach, kręgarzach zza wschodniej granicy, samo-gojeniu się kręgosłupa przy odpowiedniej diecie i dużej ilości ruchu, itp.
- Nie jestem lekarzem -> nie udzielam porad medycznych.
2oo9.o4.o7 - uraz kręgosłupa w pracy, 2o1o - operacja: L5/S1, L4/L5, L2/L3, 2o12 - operacja L5/S1, 2o13 - usztywnienie L4/L5/S1, 2o16 - stabilizacja L2-S1, 2018 - C5/C6 - Mobi-C
Za tą wiadomość podziękowali: amh, zielak44 - Nie jestem lekarzem -> nie udzielam porad medycznych.
-
AutorWpisy
- Musisz się zalogować by odpowiedzieć w tym temacie.